Analizując topografię ośrodków złotniczych na terenie Polski, widzimy gwiazdy pierwszej wielkości rozsiane mniej więcej równomiernie po całym kraju, a ich lokalizacja pokrywa się z lokalizacją większych miast: Szczecin, Gdańsk, Toruń, Warszawa, Lublin, Wrocław, Kraków i dalej, już poza zasięgiem naszej obecnej mapy, Wilno i Lwów. Na terenie Wielkopolski, Pomorza i Warmii towarzyszą im pomniejsze satelity zlokalizowane najczęściej w miastach rangi powiatowej. Natomiast na Śląsku, obok kilku średnich, znamy ogromną liczbę drobnych ośrodków złotniczych zlokalizowanych w zupełnie małych miejscowościach. Co prawda do dnia dzisiejszego wyroby tych małych miasteczek śląskich albo nie zachowały się w ogóle, albo istnieją w pojedynczych, rozproszonych egzemplarzach; niemniej posiadamy dość bogaty zespół informacji o tych drobnych ośrodkach sztuki złotniczej. Wiedza nasza opiera się na zbieżności dwu czynników: po pierwsze istniał tam powszechny obyczaj bicia znaków miejskich, po wtóre wybitny znawca sreber i cyny, E. Hintze przeprowadził badania archiwaliów śląskich i opublikował swe prace przed pierwszą wojną światową, kiedy to istniały jeszcze i. bogate akta cechowe, a po miejscowych zakrystiach można było znaleźć mnóstwo dawnych argentariów. Tym dwóm —jakże różnym — czynnikom zawdzięczamy zatem stan naszej obecnej wiedzy o tym, że teren Śląska obfitował w ośrodki sztuki złotniczej jak żaden inny w kraju. Natomiast ziemie położone dalej na wschód — pomiędzy Krakowem a Lwowem — jawią się nam jako „pustynia złotnicza”, gdzie nigdy i nigdzie nie wybito ani jednego znaku miejskiego, zaś złotnicy znani z nazwiska są tak nieliczni, że nie starczyłoby ich na zasiedlenie jednego średniego miasteczka na Śląsku. I oto w 1787 r. zaborca austriacki, bezpośrednio po objęciu w swe władanie tej „pustyni złotniczej”, ustanawia tam kilkanaście urzędów probierczych, zlokalizowanych w większych miastach, a w spisie podległych im miejscowości zamieszkałych przez złotników, znajdujemy wiele takich, dla których nazwa „miasteczko” byłaby mianem zaszczytnym. To zarządzenie władz cesarskich, podpisane niegdyś w dalekim Wiedniu, jest dziś dla nas jedyną wskazówką ze na terenie Gahcji u schyłku XVIII w. lokalna produkcja złotnicza była rozbudowana me gorzej niż na Śląsku i oba te regiony kraiu bvłv usiane ośrodkami różnej wielkości, jak droga mleczna rozciągnięta wzdłuż północnych stokow Karpat i Sudetów, od Zgorzelca po Czermowce.
A jak wygląda sprawa na terenach położonych pomiędzy tym południowym pasem a Bałtykiem? Mazowsze, Podlasie, Kielecczyzna — to znowu ogromne obszary, gdzie nie znajdujemy żadnych pewnych dowodow na istnienie tam kiedykolwiek mniejszych ośrodków produkcji złotniczej. Rozsiane po parafialnych kościółkach, bezimienne argentana przewazme średniej rangi artystycznej, nie niosą w sobie żadnego pewnego dowodu na produkcję miejscową. Tylko czasem, przypadkowo wpadnie nam w ręce dokument, z którego dowiadujemy się, ze aurifaber Johannes de Czyechanowo dieto Makowski wielki krzyż do kościoła w Dziektarzewie robił roku pańskiego 1516 lub na barokowej wiecznej lampie z Hrubieszowa czytamy ryty napis: „Jozef Szopmski złotnik Rubieszowski”. I wtedy nieodparcie nachodzi nas mysi ze niegdyś cały (lub prawie cały) kraj, podobnie jak jego tereny południowe, pokryty był gęstą siecią warsztatów pracujących dla potrzeb lokalnych, które oczywiście były różne, jak różne było bogactwo miejscowej ludności. Niestety nasza dzisiejsza wiedza o ich działalności sprowadza się praktycznie niemal do zera. Zawieruchy wojenne nie zdołały jednak strawić wszystkich archiwaliów i przyjdzie niewątpliwie taki czas, kiedy jakiś mazowiecki Hintze objawi nam, drzemiące po dziś dzień w nie przebadanych manuskryptach wiadomości o złotnikach, ich pracach, a nawet nieznanych obecnie cechach zrzeszających mistrzów tej szlachetnej profesji. Powstaje jednak pytanie czemu Śląsk doczekał się swego Hintzego już 80 lat temu, a Mazowsze na swego musi ciągle jeszcze czekać. Odpowiedź jest prosta — na Śląsku niemal każdy srebrny zabytek nosił znak miejski i cechę wytwórcy, a więc już wstępne badania wymagały przejrzenia archiwaliów po to, by ujawnić autora, jego czas i miejsce działania. Inaczej sprawa wygląda w Polsce centralnej i wschodniej — tu zakrystie i dworskie kredensy kryły zabytkowe srebra najczęściej nie opatrzone żadnymi znakami.