Na wstępie słów parę o technice wykonania znaków złotniczych. Znakomita większość puncyn, którymi bito znaki na wyrobach, była opracowana tak, jak pieczęci lakowe — godło grawerowane wgłębnie na puncynie odciskało się jako wypukłe na wgłębionym tle. Znaki takie określam mianem pozytywowych. Zdarzało się — acz rzadko — że wklęsłe tło znaku pokrywały dodatkowo linie równoległe lub nawet ułożone w kratkę, co można zobaczyć na dobrze odczyszczonych cechach. Generalnie jednak rzecz biorąc znaki pozytywowe mają dwa poziomy partie wklęsłe (tło) i partie wypukłe (godło). W nowszych czasach pojawia się pewna odmiana tych znaków. Niektóre państwowe urzędy probiercze (Austria od 1867 r., Rosja od 1908 r.) dzięki nowoczesnej technologii opracowują wypukłe godło jako relief, w efekcie czego nie jest ono płaską plamą — jak dawniej bywało — lecz miniaturową płaskorzeźbą. Tę odmianę znaków pozytywowych określam mianem reliefowych.
Drugim wariantem znaków złotniczych są te, które wykonano w odwrotnej do omówionej powyżej technice — mają one godło wklęsłe i określam je mianem negatywowych. Tu także nowoczesna technologia pozwoliła na opracowanie pewnej odmiany, gdzie wklęsłe jest nie całe godło lecz tylko jego kontur — stąd nazwa tej odmiany — znaki konturowe. Taką techniką wykonywano m.in. znaki probiercze w Rosji w latach 1896—1908. Zarówno znaki reliefowe jak i konturowe były używane w zasadzie tylko jako cechy państwowych urzędów probierczych, bowiem wykonanie takich puncyn wymagało bardzo skomplikowanego oprzyrządowania, co utrudniało fałszowanie znaków.
Po tych wstępnych wyjaśnieniach, przejdźmy do graficznego sposobu przedstawiania znaków w wydawnictwach. Pierwotnie, jeszcze w XIX w., kiedy to zaczęto publikować pierwsze podobizny znaków używanych na naszych ziemiach, dążono do możliwie perfekcyjnego ich odwzorowania. Dotyczyła to zarówno rysunku, na którym metodą cieniowania usiłowano, wiernie odtworzyć plastykę tej miniaturowej pieczęci, jak i wymiarów, które bądź przy odpowiednim powiększeniu rysunku oznaczano skałą liniową lub cyfrową, bądź też rysując znaki w skali 1:1, co — zważywszy na ich wielkość — stwarzało liczne kłopoty i wydawcy i czytelnikowi.
Z czasem praktyka wykazała, że zarówno wymiary reprodukcji jak i cieniowanie rysunku nie mają większych wartości użytkowych, przeciwnie drobne niedokładności mogą być powodem niepotrzebnych nieporozumień. Tak więc, już w pierwszej ćwierci naszego stulecia pojawiają się opracowania operujące zunifikowaną wielkością rysunku, choć w praktyce znaki znacznie różnią się wymiarami. Zaniechano również zbędnego cieniowania zaczerniając jednolicie wgłębione części znaku. W ten sposób narysowana cecha jest najbardziej zbliżona wizualnie do znaku wybitego na przedmiocie, gdzie w zagłębieniach osadza się ciemna patyna, dzięki czemu wypukłe części znaku widzimy jako jasne na ciemnym, wklęsłym tle. Wypada zaznaczyć, że i w nowszych czasach spotkać można wydawnictwa prezentujące zaniechane już metody — rysunki w skali 1:1 lub inne dziwolągi rysunkowe. Pomijając jednak te wyjątki, stwierdzić można, że dziś już powszechnie stosuje się rysunki, gdzie wklęsłości zaznaczono czernią, a wielkość reprodukcji utrzymana jest w jednolitym wymiarze. Według tego schematu i ja reprodukuję znaki w swoich pracach. Omawiając rysunki znaków chcę zwrócić uwagę na pewien bardzo istotny szczegół. Jest zjawiskiem powszechnym, że odbitki znaków docierają do naszych rąk zdeformowane setkami drobnych urazów rozklepujących obło niegdyś ostry rysunek (nie wspominam już o efektach silnych urazów, a nawet umyślnych zatarciach). Jeżeli takich, lekko zdeformowanych odbitek mamy kilka,; pozwalają one w miarę precyzyjnie zrekonstruować czysty rysunek znaku w oparciu o dobrze zachowane fragmenty poszczególnych odbitek. Natomiast niedostatek materiału lub jak to się niekiedy zdarza — jedyna znana odbitka cechy, zmuszają badacza do zawierzenia jej kształtowi, który może dość znacznie odbiegać od pierwowzoru. Rysowanie takich zatartych lub zniekształconych znaków stwarza poważny problem metodologiczny. Zarówno bowiem wizerunek znaku uwzględ-niający wszelkie jego uszkodzenia jak i rysunek rekonstruujący — zdaniem rysownika — pierwotny wygląd cechy, mogą znacznie odbiegać od jej rzeczywistego wyglądu. Tak więc rysując znaki usiłowałem zawsze szukać złotego środka, balansując pomiędzy tymi skrajnościami i mając pełną świadomość, że niekiedy czynię to dość nieudolnie. Ilustracją opisywanych trudności mogą być moje własne rysunki, zamieszczone niegdyś w pracy poświęconej klasyfikacji znaków złotniczych, gdzie zarówno kształt znaków miejskich Gdańska jak i daty na znakach Przemyśla jaskrawo rozmijają się z prawdą. Są to przykłady nieudolnych rekonstrukcji źle zachowanych odbitek. Obecnie, chcąc umożliwić weryfikację rysunków zamieszczonych w tej książce, w każdym przypadku powoływałem źródło, z którego zaczerpnąłem wzór do publikowanego rysunku. Jeżeli znałem kilka odbitek danego znaku, starałem się wskazać na wzór w miarę możliwości najczystszy i zarazem łatwo dostępny dla moich Kolegów często będzie to fototeka ODZ z powołaniem numeru negatywu. Znaki z większymi uszkodzeniami, których nie pozwoliły zrekonstruować inne znane egzemplarze, rysowałem tak, jak mi je zabytek przekazał i publikuję znaki niekompletne w nadziei, że ktoś uzupełni moje rysunki tak, jak mnie dane było nieraz uzupełniać cudze.