Fałszerstwa znaków cz.2

Istnieje też zabieg określany mianem „wstawki”, mający na celu dorobienie nowszemu przedmiotowi starej metryki. Sam zabieg jest niezmiernie prosty ~ ze. zniszczonego przedmiotu lub zabytku niewielkiej wartości (np. pojedyncza łyżeczka), opatrzonego starymi znakami złotniczymi, wycina się odpowiedni fragment i wlutowuje go w wycięty otwór w nowszym obiekcie, oczywiście odpowiednio okazałym, a co za tym idzie i kosztownym (np. eklektyczna cukiernica). I tak oto z fabrycznego straszydła można uzyskać dostojny zabytek. Ktoś może tu podnieść problem jaskrawej niezgodności pomiędzy datowaniem wynikłym ze znaku złotniczego, a datowaniem sugerowanym przez formę, a nade wszystko technikę wykonania samego obiektu. Niestety — magia „puncy” jest u nas tak przemożna, że wielu kolekcjonerów (a wstyd przyznać — i muzealników) gotowych jest zawierzyć znakom widocznym na obiekcie bez względu na to, co mówi sam przedmiot, którego mowy nie rozumieją. Dotykamy tu oddzielnego zagadnienia, o którym w tej pracy ni czas ni miejsce pisać, zagadnienia umiejętności słuchania tego, co zabytek sam o sobie powiedzieć potrafi — a powiedzieć może nieraz bardzo dużo. Przypomnę tylko starą prawdę, że głos, którym przemawia zabytek teoretycznie usłyszy każdy, kto zna historię prądów artystycznych i historię technologii z danej dziedziny, ale stare przedmioty — jak starzy ludzie — całą prawdę o sobie opowiadają tylko temu, kto z nimi przez lata obcuje i kto je naprawdę kocha (a pamiętać trzeba, że i one — jak starzy ludzie — też czasem trochę blagują…). Wracając do realiów — rada praktyczna. W przypadku, kiedy zachodzi podejrzenie, że znak mógł być wlutowany, należy pozwolić obiektowi nieco się spatynować — dokładna obserwacja nawet niedoświadczonemu ukaże wkoło znaku wyraźną ramkę zaznaczoną lutem o odmiennym składzie chemicznym, a więc i odmiennym kolorze. Na świeżo wypolerowanej powierzchni dostrzeże ją tylko wprawne oko.

Na zakończenie warto przypomnieć, że najbezpieczniejszym terenem badań nad dawnym złotnictwem są skarbce kościelne, bowiem nie dotarły tam jeszcze „zanieczyszczenia” świata współczesnego. Przechowywane tam zabytki, mimo różnego stanu zachowania, w zasadzie nie są skażone fałszerstwem, a niekiedy tylko nieprawidłowa konserwacja (ze złoceniem galwanicznym na czele!) wykoślawia ich pierwotną formę i obniża rangę artystyczną. Skarbce kościelne są też dziś najbogatszym terenem badań i mimo pewnej jednostronności, prezentują ogromne bogactwo form artystycznych — od najwspanialszych dzieł wybitnych artystów po dawną sztukę prymitywną, manifestującą swe wspaniałe skróty myślowe na plakietkach wotywnych. Tak więc, każdy znajdzie tam dla siebie bogate złoża informacji, zaś niedoświadczony nie narazi się na pomyłki wyczytane z fałszywych znaków złotniczych.